Ubrać się na ślub to dla mnie spore wyzwanie, bo nie chcę wchodzić w klimat satynowych bolerek i śmiesznych ozdób przy sukienkach, dlatego poszukiwania sukienki na tę okazję rozpoczęłam jakiś czas temu i mój wybór padł na tę. Co prawda jest czarna (niby to źle), ale za to z mnóstwem malutkich kokardek i cudnie rozkloszowana (wiruje w tańcu), jakby wyjęta z filmu "Cry baby".
Czułam się niemal jak Allison u boku Wade'a, z tym że nie spotkałam Johnny'ego Deppa nigdzie.



buty: deichmann;
torebka: siostry;
bransoleta: rossmann
fajna sukienka:)
OdpowiedzUsuńTwoja fryzura jest po prostu piękna!
OdpowiedzUsuńFryzurka wymiata :D
OdpowiedzUsuńTwoje włosy *.* No zakochałam się normalnie!
OdpowiedzUsuńłała jaka elegansja fransja :D
OdpowiedzUsuńKiecka wymiata! a co do ślubnej mody, to można by o tym chyba książkę napisać. Szczerze powiem, że czasami czerpię jakąś chorą radość z oglądania weselnych cud-satyna kreacji. chyba jestem zboczona:D. Ale Twoja....no niczego się nie można czepić:D
OdpowiedzUsuń