W końcu, wreszcie, tylko czy już na stałe przyszła wiosna? Oby, bo nawet podobało mi się, że było mi zbyt ciepło w płaszczu i w końcu nie musiałam zakładać rękawiczek na spacer z Franiem.
Dzisiaj miałam okazję poznać na żywo Kasię, z którą rozmawiałam głównie o dzieciach (wychodzi ze mnie "mamuśka", nie da się ukryć:)). To początek szafiarskich spotkań, bo w niedzielę spróbuję stawić się na kolejnym, o ile nie zmoże mnie szkoła bądź choroba, a czuję, że na katar da się umrzeć.
Całkowicie zapomniałam, o czymś ważnym, co stało się dwa lata temu. Fran, KCB!
spódnica, koszulka, pas: sh;
rajstopy: adrian;
buty: deichmann;
bransoletka: h&m young.
zazdroszczę tych spotkań, bo mnie nie obejmie żadne ;) świetna spódniczka.
OdpowiedzUsuńfajna ta koszulka, z ciepełka na zewnątrz też się cieszę.
OdpowiedzUsuń... i to mnie zgubi ;) A za tydzień SNL grają w Krakowie! ^^
OdpowiedzUsuńi na gwałt szukam naiwnej duszy, która zaopiekuje się Młodocianym:(
OdpowiedzUsuń:D haha, widzę, że klimaty na naszych blogach podobne - wiosna i zabójczy katar :) Cudna ta spódnica!
OdpowiedzUsuńzapraszamy na bloga poświęconego szafiarkom :) zakatki-polskich-szaf.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuń