Niby mam pełną szafę ubrań, ale i tak dopada mnie uczucie, że nie mam co na siebie włożyć. Nie cierpię stać przed szafą i mieć pustkę w głowie. Irytuje mnie fakt, że czasem chcę założyć jakąś konkretną rzecz, a ona ginie w czeluściach mieszkania (czarny golfie, to apel do ciebie!), wtedy szybko muszę zmienić koncepcję stroju. Na szczęście mogę podkraść coś od Mężowca i od razu humor mi się poprawia.
koszulka: z szafy Męża;
wisiorek: colloseum;
rajstopy, buty: tomex;
spódnica: sh.
Jejku, ładna z Ciebie dziewczyna, ale dlaczego na Boga oszpecasz się tą straszną fryzurą???
OdpowiedzUsuńDoskonale Cię rozumiem. Mnie również często napada uczucie, że mimo iż szafa ledwo się zamyka, nie mam czego na siebie włożyć. Ostatnio,żeby uniknąć tego typu sytuacji zaczęłam z góry planować, co ubiorę przez następnych kilka dni ;P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ps. Fajna fryzura :)
wzgladasz jak nergal
OdpowiedzUsuńbardzo ładny wisiorek.
OdpowiedzUsuńjak nergal? nie! stanowczo.
Fajna fryzura.
OdpowiedzUsuńMi też wszystko ginie. Nie oddawaj mężowi koszuliny.
OdpowiedzUsuńKoszulka jest genialna!
OdpowiedzUsuńAch, jak ja uwielbiam Twoją fryzurkę :) A koszulka była świetnym pomysłem!
OdpowiedzUsuńJa już nie jestem ruda, ale na razie cicho ;P
Fryzura jest super, zestaw prosty i miły dla oka.
OdpowiedzUsuń